• Galeria Małysz
  • Red Bull Content Pool
16/01/2013

To mógł być koniec Dakaru dla Małysza

Adam Małysz i Rafał Marton utrzymali czternaste miejsce w Rajdzie Dakar, choć na etapie do La Rioja przeżyli dramatyczną przygodę podczas wyprzedzania buggy Bernarda Errandonei. Załoga Toyoty miała dużo szczęścia, że skończyło się tylko na przebitym kole. Mimo poniesionej straty, Małysz zajął dwudziestą pozycję w wynikach odcinka specjalnego.

– Utrzymywaliśmy się koło czternastego miejsca, gdy na setnym którymś kilometrze dostaliśmy się za buggy – mówi Adam Małysz. – To była bardzo ciasna droga w górach. Errandonea nie chciał nas puścić przez 20 kilometrów. Potem na mecie przepraszał. Mówił, że nie słyszał Sentinela. Byliśmy już pięć metrów za nim, niemal koło w koło – i on skręcił w prawo, a my w kurzu pojechaliśmy prosto. Były tam cztery duże głazy. Zdążyłem zredukować i przyhamowałem, ale uderzyliśmy w ostatni głaz i przebiliśmy koło.

Po tym co się wydarzyło to i tak straszne szczęście, że po wymianie koła mogliśmy jechać dalej. Sprawdziliśmy Sentinel i urządzenie działało poprawnie. Zresztą wcześniej dawaliśmy sygnały i motory zjeżdżały nam z drogi. Rafał się wścieka na kierowców, którzy nie chcą nas przepuszczać. To trochę niesportowe zachowanie, ale takie sytuacje zdarzają się na Dakarze.

Jutro Fiambala. Wracamy na pustynię i bardzo ważna będzie nawigacja, ale Rafał świetnie radzi sobie na tego typu odcinkach. Czeka nas jednak trudny dzień.

– Mieliśmy dużo szczęścia, bo mogliśmy tam zostać – powiedział Rafał Marton. – Dobrze się znamy z Errandoneą. Tylko się uśmiechnął i twierdził, że nic nie słyszał. Ogólnie cieszę się, bo Adam z dnia na dzień coraz lepiej czuje samochód. Jechać z nim w rajdzie to sama radość!

Następny Poprzedni
16/01/2013