Małysz dachował na Węgrzech, jednak ósmy na mecie
Węgierski rajd Gyulai Varfurdo Cup okazał się prawdziwym wyzwaniem dla ekipy Małysz-Marton. Na drugim odcinku specjalnym samochód polskiej załogi dachował. To jednak nie przeszkodziło sportowcom w ukończeniu całego rajdu na 8. miejscu w klasyfikacji generalnej.
– Mieliśmy „dacha” na ciasnym lewym zakręcie. Na szczęście było to w miejscu, gdzie stało dużo kibiców, którzy podbiegli i postawili nas na koła. Niestety, podczas dachowania urwał się zewnętrzny wyłącznik prądu i nie mogliśmy uruchomić auta – powiedział Rafał Marton, pilot Adama Małysza.
Rajdowcom w końcu udało się jednak uruchomić samochód i dojechali do mety, choć nie bez przygód. Szyba w samochodzie Mitsubishi L200 była pęknięta, a drzwi połamane. Sędziowie nie pozwolili jechać dalej z potłuczoną szybą, dlatego załoga szybko ją wycięła i jechała w goglach. Adam Małysz przyznał, że to nowe doświadczenie przypomniało mu czasy skoków narciarskich.
Również uszkodzone drzwi nie pomagały w ukończeniu rajdu. Załoga zastanawiała się nawet nad rezygnacją z dalszego ścigania. Rafał Marton był zmuszony jedną ręka trzymać drzwi aż do mety, czyli przez co najmniej 20 kilometrów.
Po sobotnim etapie nasza załoga zajmowała 10. miejsce, a do liderów traciła ponad 14 minut. Również niedziela nie okazała się najszczęśliwsza dla załogi Małysz-Marton. W samochodzie polskiej ekipy wystąpiły problemy ze świecami, przez co nie dało się rozwinąć pełnej mocy. Jednak jak podsumował Adam Małysz, najważniejsze jest to, że ukończyli kolejny rajd.
Następny Poprzedni